Z początkiem lutego 2016 roku "Rzeczpospolita" i "Dziennik Gazeta Prawna" poświęciły sporo miejsca na opinie o projekcie ustawy o podatku obrotowym, który nawet nie dotarł jeszcze do Sejmu, a już budzi wielkie emocje, zwłaszcza w naszej branży. Branży, która nie spodziewała się, że podatek, który miał pobudzać rodzimy przemysł, może być impulsem do oszczędności, kombinowania czy przenoszenia biznesu za granicę.
Przedstawiciele branży e-commerce mają prawo do zdenerwowania. Zwłaszcza ci, którzy zarabiają sporo, mimo że pracują na niewielkich marżach. Z trzech zakładanych pierwotnie celów nowego podatku od handlu de facto ma zostać zrealizowany tylko jeden; zapewnienie wpływów budżetowych na ważne cele społeczne. Pozostałe cele, czyli zatrzymanie transferu nieopodatkowanych zysków za granicę oraz wyrównanie szans między polskimi a zagranicznymi sieciami handlowymi niestety nie ma w świetle ustawy racji bytu. Pod koniec stycznia już się mówiło o tym, że możliwość stworzenia spółek np. komandytowych może sklepy uratować od dodatkowego podatku, ale jest jeszcze nietrafiony ryczałt od przesyłek zagranicznych... A może wszystko da się obejść? Tylko po co? Zapytaliśmy przedstawicieli branży co myślą o nowych regulacjach.
Wprowadzony limit 1,5 mln zł przychodu/msc zwolnione z obowiązku podatkowego, nie będą problemem dla większości młodych podmiotów, start-upów, które zaczynają swoją działalność i takie przychody są raczej poza ich zasięgiem. Dopiero po pewnym czasie odczują konsekwencje nowych przepisów. Wyjątek mogą stanowić sprzedawcy, którzy wchodzą na rynek z ofertą towarów luksusowych o znacznej wartości – oni na starcie będą mieli trudniej niż ich konkurenci z zagranicy. Obecne propozycje zapisów w ustawie uwzględniają wprawdzie handel transgraniczny, lecz należy pamiętać, że dla danego podmiotu zagranicznego, sprzedaż na rynek polski – poza pewnymi wyjątkami - będzie jedynie wycinkiem osiąganych zysków, a dla firm z Polski będzie to rynek dominujący jeżeli nie jedyny. Kolejny problem: okres sprzedaży świątecznej, w którym sprzedawcy internetowi generują znacznie większe przychody niż w innych miesiącach roku. W niektórych branżach przychody w tym czasie sięgają 80 proc. przychodu rocznego. Mimo że w ciągu roku będą znacznie poniżej progu podatkowego, w okresie listopada i grudnia ich przychody, które mają pokryć działania na następny rok, zostaną uszczuplone. Pomniejszenie przychodów nie wpłynie dobrze na rozwój ich biznesu, choćby z faktu, że znacznie zmniejszą się budżety na promocję. Należy pamiętać, że cena nadal znacząco wpływa na wybory konsumenckie. Zakładam, że sprzedawcy będą po prostu mniej zarabiać, starając się konkurować z zagranicznymi sklepami. W niektórych branżach o niskiej marżowości (0,7% podatku) może to znacząco wpłynąć na rentowność prowadzonego e-biznesu. Nowe propozycje sparaliżują działania firm logistycznych oraz uderzą w samych konsumentów. Na firmy dostarczające przesyłki ustawodawca chce nałożyć obowiązek zbierania deklaracji od sprzedawcy, który jest przedsiębiorcą zagranicznym, w zakresie płacenia podatku lub zwolnienia z jego opłaty ze względu na nieprzekraczanie limitu 1,5 mln albo deklarację, że dostawa nie dotyczy sprzedaży konsumenckiej. Każdy podmiot zagraniczny dostarczający towary do Polski, będzie musiał przekazać taką deklarację firmie kurierskiej, spedycyjnej lub pocztowej. Sprzedawcy stacjonarni, skutecznie zainicjowali zamiany w projekcie o podatku, ale w mojej ocenie nie uwzględnili faktu, że uderzając w Polskie e-sklepy, działają na korzyść zagranicznych firm internetowych. Nie rozumiejąc specyfiki branży internetowej, zaszkodzili rodzimemu rynkowi. Wzrostu sprzedaży w internecie się nie zatrzyma, bo jest to ogólnoświatowy trend.
Twierdzenie, że nowy podatek przyczyni się do podniesienia poziomu konkurencyjności to kolejny przykład archaicznego sposobu myślenia projektodawców. Żaden podmiot handlowy na rynku nie chce dziś konkurować wyłącznie ceną produktów. Chcemy, by usługa, jaką świadczymy dawała impuls decyzji zakupowej i zachęcała klienta do ponownych odwiedzin w sklepie. Kiedy spadną zyski sklepów, zmniejszą się ich budżety inwestycyjne, co uderzać może w jakość świadczonych usług – biznes z polskich firm odpłynie do marek zagranicznych świadczących usługę z poza terenu Rzeczpospolitej. Na zachowanie budżetów inwestycyjnych mimo zmniejszonych zysków będą mogli pozwolić sobie tylko najwięksi.
Antoni Ruszkowski, kinkywinky.pl: Obie odpowiedzi są poprawne. Rządowe plany na pomysł kontrolowania sprzedających to w rzeczywistości najpewniej martwy przepis. Konia z rzędem temu, kto udowodni, że podwyżka cen kilku, kilkudziesięciu czy kilkuset produktów w danym sklepie jest związana z przerzuceniem kosztów nowego podatku na klienta. Z podniesienia cen o kilka procent łatwo się wszak wytłumaczyć, wskazując chociażby na wahnięcia kursu dolara czy euro, do których tak często w ostatnim czasie dochodzi. Wydawanie zakazów pozbawionych skutecznych narzędzi egzekwowania jedynie osłabia wiarygodność aparatu fiskalnego i działa na niekorzyść ustawodawcy.
Jacek Palec, bdsklep.pl: Wszelkie komunikaty dotyczące zakazu przerzucania podatku na klientów można tylko skwitować uśmiechem. Po pierwsze nie ma żadnych narzędzi do kontrolowania tego procesu, po drugie nie ma żadnych podstaw prawnych. Jeśli ktoś zamierza mówić sklepom, w jakich cenach powinny sprzedawać produkty, pachnie to powrotem do cen regulowanych, kartek na żywność i pustych półek. Żaden odpowiedzialny zarząd spółki nie może zgodzić się na zamrażanie cen czy inne działania zmniejszające zyskowność biznesu, gdyż odpowiada za kondycję spółki przed jej akcjonariuszami/udziałowcami nie wspominając już o odpowiedzialności karnej i kodeksowej. Prezentowanie tak nieprzemyślanych propozycji na podatek od handlu generuje tylko lawinę pomysłów, w jaki sposób uchylić się od jego skutków. Rynek na obecnym etapie swojej dojrzałości umożliwia wprowadzenie mądrze skonstruowanej regulacji. Ta nią nie jest.
Tomasz Grygieńć SuperKoszyk.pl: Jeżeli chodzi o e-sklepy ustawodawca przeszedł sam siebie. Ostatnie kilka lat upłynęło w UE na intensywnych pracach nad ujednoliceniem europejskiego rynku e-commerce. Jednolite przepisy dotyczące bezpieczeństwa, zwrotów i wszelkich regulacji prawnych w poszczególnych krajach mają na celu zatarcie granic. My, nakładając na sklepy podatek pójdziemy zupełnie w odwrotnym kierunku. Dokładniej mówiąc, wbijemy klin w tryby rozwoju rodzimego e-handlu. Wszelkie liczące się, zagraniczne sklepy od razu zrobią wersję polską i na starcie będą o 2% tańsi. Przy elektronice to może być połowa marży sklepu. Duże międzynarodowe sklepy będą kierowały klientów do swoich witryn zlokalizowanych poza granicami Polski. Może ustawodawca ma pomysł, jak tego zabronić? Na nowo będziemy uszczelniać granice? Według mnie to idzie w złym kierunku, zamiast wspierać stwarza się nowe bariery. Do tego dochodzi handel w weekendy. Zakazu podnoszenia cen nie będę komentował, bo musiał powstać w głowie kompletnego laika lub populisty. Wprowadźmy zakaz podnoszenia cen paliwa, może to też jest możliwe!
Więcej na temat nowych decyzji w temacie podatku od handlu znajdziecie >>>tutaj<<<
Wydawca
Adres prawny
NIP